Poczet Królów Polskich - Jan Potężny odc. 2

Jan Potężny
Muy szliczny serdecznie ukochany Janeczku… – „Ona się nigdy nie nauczy pisać bez błędów” pomyślał Jan Potężny, czytając maila od żony. Siedział w hotelowym pokoju w Wiedniu nieopodal cesarskiego pałacu. Był tu już cały tydzień. Przyjechał tu na odsiecz austriackim kolegom, żeby zakończyć cenową wojnę między nimi, a tureckim koncernem, agresywnie wbijającym się na europejski rynek. Tydzień bez żony sprawił, że nawet się już trochę stęsknił. Chociaż musiał przyznać, że jego Marysieńka nie dawała mu o sobie zapomnieć, przysyłając co najmniej dwa listy dziennie. A on jej musiał odpisywać, bo gdyby tego nie zrobił… Ale w sumie pisał nie z żadnego przymusu, tylko z potrzeby serca. Bo uwielbiał tę mistrzynie francuskiej miłości i nienasyconą kochankę, która zawsze tak się zachwycała nim i jego kutasem. „No bo i ma się czym zachwycać” pomyślał Jan. On jej dłużny nie pozostawał. Przez lata małżeństwa wytworzył się nawet taki specjalny styl pisania listów między nimi. Myśląc o Tobie, zdarza mi się często, że czynię tę rzecz, która nie jest dobra dla zdrowia, a co gorsza, grzeszna napisał w ostatnim mailu. A teraz całuję, począwszy od busińki wszystkie śliczności, a najbardziej tytenki, muszeczkę, pajączek i śliczne nóżeczki. Że to niby pretensjonalne, kwieciste i niedzisiejsze? No i ch…! Dla jego żonki miłość musiała być romantyczna, pełna czułych słówek, namiętności i dobrego seksu. A w sumie tylko to się dla niego liczyło. Jan nie zamierzał się przejmować takimi drobiazgami, jak opinie ludzi. Miał to głęboko w dupie, bo ważne było, że żona to uwielbiała. Tym bardziej, że jego ego urosło w ostatnich dniach.
Właśnie zwycięsko zakończył trudne przepychanki z Turkami i zbierał się do powrotu z wiedeńskiej wyprawy do przytulnego mieszkanka na warszawskim Wilanowie. Iedyny panie serca mego i duszy pociecho! Chciałabym wejrzeć w głomb serca Twego, żeby się dowiedzieć, jak długo jeszcze zamierzasz pozostawać z dala od domu. Tęskno mi już bardzo ujżeć oblicze twe i poczuć moc Twego imponującego i twardego berła w mojej muszelce.
Francuska żona Jana była nimfomanką. I on to uwielbiał. Żeby zdobyć jej serce kupił dwadzieścia lat temu pierwszą pompkę do penisa. Wiadomo, że droga do serca kobiety wiedzie przez jej muszelkę. Odkąd pompki używał regularnie jego Marysieńka z każdym miesiącem była coraz bardziej zachwycona seksem. No bo Jan doskonale wiedział, że rozmiar ma znaczenie. Jego najnowszy nabytek wyposażony jest w manometr. Kupił ją w drodze na pociąg i nawet w Wiedniu nie przerywał regularnych ćwiczeń. Codziennie co najmniej pół godziny. A czasem dwa razy dziennie, jeśli tylko czas pozwolił. I widział efekty. Może nie od razu jakieś nie wiadomo jak spektakularne, ale jednak konkretne. Jan był człowiekiem cierpliwym i systematycznym i zbierał tego owoce. Jego miecz nieźle urósł w ciągu tych kilku lat regularnych treningów. Marysieńka też to wiedziała i czuła. A już za dwanaście godzin pokaże swojej królowej, jak w czasie wiedeńskiej eskapady urosła jego buława. Tym bardziej, że wraz z pompką używał jeszcze innej tajnej broni, dzięki której jego penis w akcji był niczym skrzydlata husaria w natarciu. To krem powiększający penisa. Jan używał go regularnie razem z pompką, ale też i przed każdym seksem. To wzmacniało i utrwalało powiększenie, jakie osiągnął za pomocą pompki. Marysieńka aż piszczała tym swoim wysokim głosikiem po francusku „Sacrebleu, c'est énorme!!!”, gdy ją bzykał. I tak ma być! Dzięki temu Jan miał gwarancje, że nie przyjdzie jej do głowy jakiś skok w bok w czasie jego częstych wyjazdów.
W odcinku
Władysław Zdobywca
Polecane
